 |
Forum o skokach narciarskich:) Bo skoki narciarskie to cały nasz świat:)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
aaa4
Przedskoczek
Dołączył: 22 Sty 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:27, 15 Lut 2018 Temat postu: like |
|
|
Stare nawyki nie zmieniaja sie latwo. Nawet teraz celowniczy Sailer, ranny i zmeczony, nie widzial powodu, zeby zaakceptowac ocene kogos w wieku Johanna. Wyznaczyli mu stosowna role dawno temu - zajmowal sie tylko dzwiganiem amunicji albo czyszczeniem broni, czasami usuwal zaciecia, takze pod ogniem. Coz z tego, ze byl najlepszy z topografii i pomiarow, mial oko do okreslania zasiegu, umial czytac mapy i wyznaczac pola ostrzalu nie gorzej niz podoficer saperow?
-Reiniger nie zyje - powiedzial, wyraznie cedzac slowa. - Masz tylko mnie.
Seiler cos mruknal pod nosem, a potem zaczal obracac pokretla podstawy MG08. Dwa razy sie pomylil i musial poprawiac. W tym czasie zabojady zdolaly sformowac tyraliere, ktora ciagnela sie szeroko od prawej do lewej, a potem ruszyly, wrzeszczac. Z tej odleglosci nie dalo sie w nim wyroznic slow, ale przypominalo to zblizajaca sie fale przyboju.
Trzasnely pierwsze strzaly, zdecydowanie przedwczesne i zlowrozbne w swojej bezmyslnosci. Johann po raz kolejny struchlal. Taka palba swiadczyla o braku jakiejkolwiek kontroli nad poszczegolnymi pododdzialami. Jeszcze gorsze, ze nikt nie wystrzelil tym razem rakiety sygnalowej. Wsparcia prawdziwej artylerii i tak by nie dostali, wszak byli odcieci, jednak poprzednio udalo im sie skutecznie przywolac wlasne mozdzierze z linii okopow, te zas mocno przetrzebily francuskie natarcie.
-Karl, ruszze sie wreszcie - ponaglil celowniczego. - Celownik piecset!
Karabin maszynowy na stanowisku prawie nigdy nie strzelal z wolnej reki. Podstawa posiadala zestaw ogranicznikow srubowych, ktore, jesli sie je odpowiednio ustawilo, umozliwialy prowadzenie ognia bez ciaglego trzymania tylcow MG08 w rekach. O ile celowniczy dobrze okreslil pole ostrzalu i zestroil linie ognia z celownikiem optycznym, krecac jedna lub dwiema korbkami, mogl prowadzic ogien na spore odleglosci - naturalnie, jezeli mial czas i mogl sie odpowiednio przygotowac. W przeciwnym razie pozostawala mu jedynie dorazna zmiana kata podniesienia karabinu maszynowego albo pospieszne odpinanie bezuzytecznych blokad, co Karl wlasnie robil.
MG08 przemowil w koncu i plunal olowiem w strone francuskiej piechoty, ktora dzisiaj nie rozproszyla sie wystarczajaco i w ramce celownika Karla wygladala jak jednolite, masywne stworzenie, mozolnie prace przed siebie. To byl niszczacy ogien. Niewidzialna kosa raz po raz zela po granatowo-czerwono odzianych zolnierzach, otwierajac luki w szyku, dziurawiac ciala i oporzadzenie, rozrzucajac bezwladne postacie na boki, zeby wreszcie pozwolic im opasc jak marionetkom z przecietymi sznurkami.
Jeden dobrze ustawiony karabin maszynowy mogl powstrzymac cale natarcie.
Ale ten nie byl dobrze ustawiony. Francuzi, mimo przerazajacych strat, nie przestawali wrzeszczec i nie zwalniali kroku, nadchodzac w coraz bardziej rozciagnietej linii. Gdyby nawet Karl zdjal ograniczenia z podstawy MG08, nie zdolalby siegnac sporej czesci z nich. I tych poza jego zasiegiem caly czas przybywalo. Nadchodzili od flanki, korzystajac z niewielkich przeszkod terenowych, ktore blokowaly linie strzalu ze zle wybranego stanowiska. Johann zacisnal dlon na kolbie mauzera. Gdy tylko sie tu dostali, przekonywal Seilera, ze nalezy zajac inne miejsce.
Inni tez to zauwazyli. Jakis feldwebel zaczal wykrzykiwac rozkazy, zwinal kilku swoich ostatnich zolnierzy i pobiegl z nimi na zagrozone skrzydlo. Zaraz pojawili sie nastepni, zmeczeni i brudni nadbiegli okopem z karabinami gotowymi do strzalu. Zatrzymali sie na moment przy stanowisku MG08, a ich gefreiter wyjrzal z okopu, zeby sie zorientowac w sytuacji. Wtedy od tylu zaswistaly kule i smagnely gestym deszczem ich pozycje. Gefreitra scielo natychmiast, zerwalo mu helm z glowy i pchnelo go na sciane, po ktorej osunal sie zalewany potokiem jasnej, tetniczej krwi. Kogos drasnelo w glowe, a wokol odezwaly sie jeki rannych. Johann bez namyslu zanurkowal w glab okopu, po czym natychmiast podniosl sie i przygarbil.
-Strzelaja do nas z tego przekletego bastionu na tylach - rzucil do celowniczego. - Slyszysz? Karl?
Seidler bez slowa osunal sie obok tylca MG08, choc nadal go sciskal i unosil plujaca ogniem lufe gdzies w niebo. Johann zlapal go odruchowo, ale ciezar bezwolnego ciala po prostu go przygniotl i obalil. Nie musial o nic pytac. Seidler mial w plecach trzy wielkie dziury po pociskach, wszystkie w rzadkim skupieniu weszly w okolice serca.
Nie pozostalo wiele czasu na zale. Zostawil zabitego, wspial sie do karabinu maszynowego i bluznal ogniem. Wczesniej kilka razy strzelal na szkoleniu, ale w prawdziwej walce wszystko wygladalo inaczej. Bron mimo wywazenia na podstawie ciazyla jakos bardziej, a musial trzymac ja w rekach, bo Karl zwolnil ograniczniki. Drgania przy strzelaniu tez nie ulatwialy sprawy, a won spalonego kordytu bila od zamka z taka intensywnoscia, ze oczy zaczynaly lzawic. Wokol nadal swistaly kule od strony pozycji Francuzow, lecz Johann ze wszystkich sil staral sie nie zwracac na nie uwagi. Nie przestawal strzelac, dopoki nie skonczyla sie amunicja w tasmie. Normalnie ktos juz podawalby nowa i albo podczepilby ja do starej, zeby automatycznie zostala wciagnieta do zamka, albo zaczekal, az Seidler przestanie strzelac i pozwoli przewlec kolejna tasme. Teraz Johann musial poradzic sobie sam, co jednak zajelo mu troche czasu. A i tak, gdy tylko znow zaczal strzelac, zagotowala sie woda w chlodnicy i z zaworu wydobyla sie smuga pary.
Tym razem po prostu nie [link widoczny dla zalogowanych]
mieli szans, Francuzow bylo zbyt wielu. Jeden MG08 stanowczo nie zdola odeprzec takiego szturmu. Jednak zaledwie o tym pomyslal, steknela ziemia i wokol rozpetalo sie jeszcze wieksze pieklo. Od francuskiej strony nadlatywalo coraz wiecej pociskow mozdzierzowych i teraz padaly juz na obszarze calego bastionu. Johann zamarl ze zdumienia, nawet przestal strzelac. Nigdy czegos takiego nie widzial, nie sadzil, zeby w ogole bylo to mozliwe. Ostrzal artylerii czy nawet lichych mozdzierzy okopowych prowadzony podczas ataku stanowil ogromne ryzyko, bo zwyczajnie nie dalo sie omijac wlasnych ludzi. W przeciwienstwie do obroncow, jako tako oslonietych w glebi okopu, nacierajacy byli znacznie bardziej narazeni na odlamki. Wygladalo, ze zabojady postanowily z jakichs powodow wykosic wlasne natarcie.
Coz, pomyslal Johann, najwyrazniej glupota nie stanowi wylacznej domeny naszego dowodztwa.
Tylko ze ci w czerwonych portkach jakby nie zwrocili na to uwagi. Johann zobaczyl, jak serie granatow detonuja miedzy okopami zajetymi przez resztki jego batalionu, a potem w szeregach Francuzow, dziurawiac je nie gorzej od salw prawdziwej artylerii. W powietrze raz po raz wylatywaly porwane, pokrwawione ciala, zerwane z szelek plecaki, czapki i ubrania, z ktorych wybuchy wyluskaly wlascicieli. Moze jednak byl w tym jakis okrutny zamysl, bo mimo strat Francuzi nadal szli i szli, az wreszcie daleko na prawym skrzydle, gdzie MG08 nie mial szansy siegnac, dopadli do okopow i natychmiast wzieli sie do wykanczania resztek ich obroncow, ktorych mozdzierze co prawda przycisnely do ziemi, ale przyprawily tez o falszywe poczucie bezpieczenstwa.
Widzac to, Johann znow nacisnal spust, ale tym razem siekl wroga nerwowo i na oslep. Francuzi cala swoja przetrzebiona linia dotarli juz do okopow i przestali byc dobrze widoczni, a do tego przemieszali sie z obroncami. Sanger prazyl do nich, szarpiac bezladnie tylcami MG08, poki mial jeszcze amunicje i wierzyl, ze ma szanse trafic.
Wtedy uslyszal swist i w okopie, nie tak znow daleko, detonowal ciezki granat, odrzucajac go na bok jak szmaciana kukla. Cios ogluszyl go tak mocno, ze nawet nie ucieszyl sie ze swojego niesamowitego szczescia. Poza podmuchem dosieglo go bowiem jedynie kilka drobnych odlamkow i poharatalo nogi i reke: zadna tam powazna rana, nie mial szans na Heimatschuss, za ktora odsylano na stale do domu, w najlepszym razie zaliczyl glebokie drasniecie, warte kilka spokojnych tygodni w szpitalu na tylach. Ale konczyny piekly jak posypane goracym popiolem i szybko zaczerwienily sie od krwi.
Przekrecil sie na brzuch i zwymiotowal z szoku prosto w piach przed nosem, prawie obryzgujac sobie [link widoczny dla zalogowanych]
twarz. Z wysilkiem uniosl sie na lokciach i usiadl, a w koncu wstal, chwiejac sie na wszystkie strony. Dopiero wtedy pojal z przerazliwa ostroscia, ze zaraz zginie. On i pozostali.
Tak samo jak wtedy na rzece.
I raptem wszystko sie zmienilo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|